sobota, 2 listopada 2013

Imagin o Johny'm smutny

Jesteś z Johny'm od roku. Zbliża się wasza pierwsza rocznica. Niestety spędzicie ją osobno, ponieważ twój chłopak musi wyjechać w trasę koncertową do USA. Nie możesz lecieć z nim. Twoja mama jest poważnie chora i ktoś musi się nią zająć. Jesteś zła i smutna, ale nie dajesz tego po sobie poznać. Nie chcesz by ktokolwiek się martwił. Masz nadzieję, że gdy tylko Johny wróci spędzicie razem wiele czasu i chłopak wynagrodzi ci stracone chwile.
Czekacie razem na odprawę. Boisz się, że możesz go stracić. Jest przecież sławny i przystojny. Każda dziewczyna by na niego poleciała.
Spojrzałaś mu prosto w oczy, delikatnie się uśmiechając.
  -Obiecaj mi, że za te cztery miesiące będziemy stać razem w tym samym miejscu, a ty nadal będziesz mnie tak samo kochał.
  -Obiecuje, ale przyrzeknij, że na mnie zaczekasz.
  -Przyrzekam.
Po policzkach, mimo twojej woli zaczęły ściekać wielki, ciepłe łzy. Johny szybko je otarł. Nie lubił patrzeć jak płaczesz.
   -Uśmiechnij się skarbie. Wrócę za cztery miesiące. Nawet się nie obejrzysz a już będę w Londynie.
Na twojej twarzy pojawił się krzywa linia, która miała przypominać radosną twarz. Przytuliłaś się mocno do chłopaka. Poczułaś zapach jego perfum. Rozpoznałaś, że to te, które kupiłaś mu na urodziny w tamtym miesiącu. Strasznie ci się podobału.
Stewardessa zaczęła poganiać ostatnie osoby, które nie przeszły jeszcze do strefy odlotów. Musieliście się już rozstać. Nie chciałaś tego. Kolejna fala łez napłynęła ci do oczu. Tym razem nie miałaś siły jej hamować. Po policzkach kapały ci gorące, wielkie krople o słonym smaku. Nie chciałaś żeby chłopak widział Cię w takim stanie. Próbowałaś szybko się pożegnać i wyrwać z jego objęć i pobiec gdzieś gdzie nikt cię nie zobaczy. Johny nie pozwolił Ci uciec. Objął cię w talii i namiętnie pocałował. Przestałaś już płakać, ale nadal było Ci smutno.
  -Będę tęsknić.
Popchnęłaś chłopaka w stronę bramki na lotnisku.
  -Ja też.
Johny oparł głowę o twoje czoło. Spojrzał w twoje błękitne oczy. Uścisnął się po raz ostatni i odszedł.
  -Kocham Cię- Usłyszałaś w oddali. Chciałaś mu odpowiedzieć tym samym, ale znowu załamał Ci się głos i łzy napłynęły Ci do oczu. Tylko pomachałaś mu ręką. Na nic więcej nie miałaś już siły.
Dalsze stanie na lotnisku nie miało sensu. Razem ze swoim ochroniarzem Jackiem, którego zatrudnił dla ciebie Johny udałaś się do domu. Mężczyzna bez słowa objął cię ramieniem i próbował jakoś pocieszyć. Za wami jak zawsze ciągnął się tłum fanek i ciekawskich paparazzi. Miałaś to teraz głęboko w dupie. Liczyło się tylko to, że Johny odleciał i jesteś tu sama.
Przez całą drogę do domu milczałaś. Zaraz po wejściu do waszej wspólnej willi wyjęłaś z barku whisky i włączyłaś w telewizji jakąś beznadziejną komedie romantyczną. Przez cały czas trwania filmu płakałaś i użalałaś się nad sobą pijąc przy tym Jacka Danielsa. Zmęczenie i alkohol zrobiły swoje i zasnęłaś na sofie.
  Mijały godziny, dni, tygodnie. Miesiąc za miesiącem. Jedyne, co robiłaś to opiekowałaś się swoją chorą matką. Dzisiaj jest wasza rocznica. Spojrzałaś na wyświetlacz swojego Iphona. Miałaś nową wiadomość od Johny'ego. Otworzyłaś ją.
(T.I.)Cholernie za tobą tęsknię. Kocham Cię najmocniej na świecie, ale chyba już Ci to mówiłem. Mam nadzieję, że spędzimy razem nie tylko ten jeden rok. Mam dla ciebie niespodziankę. Chuba nie masz żadnych planów na dzisiaj? Ściskam Cię i całuję.
                                                                    Twój Johny xoxoxo”
Zrobiło Ci się cieplej na sercu. Wiedziałaś, że tęskni tak samo jak ty. Nie chciałaś dłużej tak żyć. Musicie coś zmienić. Obiecałaś sobie, że będziesz z nim jeździć na trasy. Załatwisz mamie opiekunkę. Ona na pewno lepiej się nią zajmie. Postanowiłaś zadzwonić do Johny'ego i opowiedzieć mu o swoich planach. Zadzwoniłaś raz- nikt nie odebrał. Następny raz- „abonent jest czasowo nie dostępny”. Dzwoniłaś chyba trzydzieści razy. W końcu zrezygnowana usiadłaś na skórzanej kanapie i włączyłaś jakieś wiadomości.
  -Przed chwilą na obrzeżach Nowego Jorku rozbił się samolot pasażerski lecący do Londynu. Lista ofiar jest jeszcze nieznana.
 Jedyne, co obiło ci się o uszy to katastrofa lotnicza. Byłaś zbyt zajęta próbą dodzwonienia się do swojego chłopaka by cokolwiek z komunikatu kobiety przetworzyć na zwartą informację.
Kiedy dzwoniłaś po raz osiemdziesiąty ósmy a Johny nadal nie odbierał, rzuciłaś telefon na podłogę. Nagle do twych uszu dobiegła znajoma melodia.
  -Johny w końcu raczył oddzwonić- pomyślałaś.
Podniosłaś telefon z ziemi i nie patrząc na to, kto dzwoni odebrałaś.
  -(T.I.)- Usłyszałaś w słuchawce zapłakany głos Harrego- Johny leciał tym samolotem. On… On leży w szpitalu… (T.I) Musisz tu przylecieć. (T.I) Jack ma pieniądze na bilet. Spakuj tylko najpotrzebniejsze rzeczy i jedź na lotnisko.
  -Harry nie wiem, o co chodzi. Jaki samolot? Jak to w szpitalu?
  -No, bo Johny… On chciał do ciebie przylecieć i… i ten samolot… on się rozbił.
  -To jakiś żart tak…- Zaczęłaś krzyczeć na chłopaka- żartujesz sobie ze mnie tak. No to powiem Ci, że mało śmieszne.
Po drugiej stronie cisza.
  -Harry to nie jest śmieszne, akurat ten żart ci nie wyszedł.
  -(T.I) to nie jest żart- Chłopak mówił już spokojnie. Starł się Ci wszystko wyjaśnić i wytłumaczyć- Jack zaraz po ciebie przyjedzie.
Usłyszałaś dźwięk rozłączanego się telefonu. Wybiegłaś z domu. Po policzkach płynęły ci łzy. Powoli zaczęła do ciebie wszystko docierać. Zatrzasnęłaś za sobą drzwi, których huk rozniósł się po całym podwórku. Nie wzięłaś ze sobą nic. Weszłaś do samochodu Jacka i skierowałaś się na lotnisko. Strasznie bałaś się do niego wejść, ale to była jedyna metoda by dostać się do ukochanego. Przełamałaś się i wdrapałaś po schodach do samolotu. Siedziałaś w pierwszej klasie. Zapięłaś mocno pas bezpieczeństwa. Ręce strasznie ci się trzęsły, a od płaczu aż rozbolała cię głowa. Rozłożyłaś się wygodnie w miękkim, skórzanym fotelu i nieobecnym wzrokiem wpatrywałaś się w okno samolotu. Mijały godziny a ty nawet nie drgnęłaś. Nagle samolot zaczął podchodzić do lądowania. Ktoś lekko szturchnął cię w ramie i się ocknęłaś. Wstałaś z fotela i ruszyłaś w stronę jednego z wyjścia. Twoją twarz muskał delikatny, chłodny wiatr. Jack pomógł ci przedostać ci się przez lotnisko. Poruszeni sprawą fani chcieli wyciągnąć od ciebie jakieś informacje, pocieszyć cię lub po prostu zobaczyć, w jakim jesteś stanie. Zrobiło ci się nawet trochę miło, że tak troszczą się o Johna. Zawsze podziwiałaś te dziewczyny. To ich zorganizowanie, uprzejmość i miłość do chłopców. Wsiadłaś do czarnego samochodu czekającego na ciebie na parkingu. Po półtorej godziny prób przedostania się przez zatłoczony Nowy Jork samochód zatrzymał się przed wielką, prywatną kliniką. Wybiegłaś z samochodu i zaczęłaś szukać pokoju, którym leży Johny. Starałaś się nie płakać, ale gdy tylko zobaczyłaś go leżącego bezwładnie na łóżku, nieprzytomnego, podłączonego pod kroplówki i jakieś urządzenia, ciepłe łzy same zaczynały ci ściekać. Podbiegli do ciebie chłopcy z zespołu i zaczęli cię pocieszać. Oni także nie wyglądali najlepiej. Mieli popuchnięte i podkrążone oczy, trzęsły im się ręce i nerwowo krążyli po korytarzu.
  -Mogę do niego wejść?- Zapytałaś się niepewnie
Chłopcy skinęli twierdząco głową i otworzyli ci drzwi. Usiadłaś koło chłopaka i jedną dłonią złapałaś jego lodowatą rękę. Drugą dłonią gładziłaś jego policzek. Siedziałaś tak przez tydzień. Nie ruszałaś się z miejsca. Jadłaś jedynie to, co chłopacy przynieśli ci z domu. Jechałaś już na kolejnej kawie. W pewnym momencie podszedł do ciebie lekarz i poprosiłbyś udała się z nim do gabinetu.
   -Nie ma sensu dłużej tego ciągnąc. Johny ma zmiażdżony kręgosłup i czaszkę. Nigdy nie obudzi się ze śpiączki.
Słowa lekarza nie docierały do ciebie. Odbijały się pustym echem w twojej głowie. Wstałaś z krzesła i wybiegłaś z gabinetu. Rzuciłaś się na krzesło koło łóżka chłopaka. Przyciągałaś jego rękę do siebie.
  -Johny! Obudź się słyszysz! Słyszysz! Johny wstawaj. Do cholery jasnej Johny! Proszę nie zostawiaj mnie samej. Nie umieraj!- Krzyczałaś przez łzy.
Nagle podszedł do ciebie Niall. Objął cię ramieniem i wyciągnął z sali.
  -(T.I) proszę cię. Zrozum. Tak będzie lepiej. On i tak z tego nie wyjdzie. To nie ma sensu. Nigdy się już nie obudzi.- Chłopak także płakał. Bał się. Bał się o ciebie, o to, że razem z najlepszym przyjacielem straci przyjaciółkę, której mógł powiedzieć wszystko.
  -Sam nie wierzysz w to, co mówisz. Niall słyszysz mnie on z tego wyjdzie. On przeżyje. Dzięki nam. Dzięki naszej modlitwie. Słyszysz Niall, on z tego wyjdzie- Powtarzałaś to z obłędem w oczach. Zaczęłaś się śmiać. Wyrwałaś się z objęć Nialla, bo w Sali gdzie leżał Johny rozległo się głośne piszczenie. Do chłopaka podbiegli lekarze i zaczęli go reanimować. Chciałaś do niego podbiec, ale gdy tylko zrobiłaś pierwszy krok zemdlałaś. Już nigdy się nie obudziłaś. Może, dlatego, że nie chciałaś. Może, dlatego, że za późno wykryto tętniaka w mózgu. Powód był już nieważny. Teraz razem z Johny'm jesteście razem na zawsze i nic was nie rozdzieli. Wasza miłość sprzeciwiła się śmierci. Jesteście już nierozłączni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz